PSM #2 – Apple music

Pierwszy na „warsztat” trafia mój personalny wybór – Apple Music. Do przesiadki na tą platformę ze Spotifypodchodziłem już z 10 razy, ale w końcu dokonało się. Przesiadłem się i wcale nie żałuję.

Dla kogo?

Według mnie Apple Music zdecydowanie przeznaczony jest dla osób, które posiadają kilka urządzeń firmy Apple i to z nich słuchają muzyki. Jeżeli muzyka najczęściej leci z telewizora albo konsoli do gier, lepiej jednak wybrać jakąś platformę, która ma natywne aplikacje na te urządzenia – ot tak dla czystej wygody. Ja osobiście korzystam z Apple TV, a głośniki w moim domu to HomePod’y, także jestem dość mocno zagłębiony w Apple’owy <s>ekodiesel</s> ekosystem. W takim przypadku Apple Music wydaje się być jedynym słusznym wyborem. Wciąż jednak polecam wybór tego serwisu jeżeli masz mniej urządzeń tej firmy ale mimo wszystko to z nich korzystasz do słuchania muzyki.

Koszt

Platforma opłacana jest w postaci miesięcznego abonamentu (subskrybcji). Dla pojedynczego użytkownika usługa kosztuje 19,99 PLN (dla studentów 9,99 PLN), a dla wszystkich członków chmury rodzinnej (maksymalnie sześciu) to koszt 29,99 PLN. Usługa dostępna jest też w subskrybcji Apple One i tu ponownie jest rozdzielenie na pakiet osobisty lub rodzinny, odpowiednio w cenach 24,99 PLN oraz 39,99 PLN. W ramach usługi Apple One otrzymujemy dostęp do Apple TV+Apple MusicApple Arcade oraz zwiększenie powierzchni dyskowej w iCloud – 50 GB w subskrybcji osobistej i 200 GB w przypadku pakietu rodzinnego. Usługę / usługi można wypróbować bezpłatnie.

Zalety

Wszystkie opisywane przeze mnie serwisy są bardzo podobne (z założenia), więc w postach dedykowanych danej platformie skupię się na wadach i zaletach, które wyróżniają ją na tle pozostałych. Mniej istotne różnice oraz typowe porównanie zostawię sobie na ostatni post z tej serii, w którym podsumuję wszystkie usługi oraz ostatecznie odpowiem na pytanie, która platforma będzie dla Ciebie najlepsza.

Edycja metadanych

To jedna z tych rzeczy, do których przyzwyczaił mnie Google Music. Jak wspomniałem w pierwszej części PSM jestem osobą, która lubi mieć w swojej bibliotece porządek. Artyści umieszczając swoją muzykę w serwisie mogą podać takie metadane, jakie sami uznają za stosowne. Może to powodować (jak już wspominałem w zapowiedzi serii) wyświetlanie kilku takich samych gatunków muzycznych, lub niepoprawne grupowanie muzyki wybranego artysty. Dlatego moja pedantyczna dusza tak bardzo ceni sobie możliwość edycji metadanych. Warto jednak wspomnieć, że możliwość taka występuje tylko w aplikacji desktopowej (na mac’a oraz pc).

Radio

Do czasu sprawdzenia stacji generowanych przez Apple Music byłem całkiem zadowolony z radia w Spotify. Po sprawdzeniu tej funkcjonalności w platformie od Apple’a, Spotify trafia na drugi (a może i trzeci) plan. Według mnie Apple Music przygotowuje dużo lepsze stacje, utwory bardziej do siebie pasują, no i przede wszystkim – w przeciwieństwie do Spotify – nie zdażyło mi się jeszcze, żeby kliknięcie w radio przy jakimś utworze spowodowało błąd generowania listy. Zdecydowanie Apple Music jest tutaj królem.

Własna muzyka

To ogromny plus usług muzycznych – bardzo ceniłem to w Google Music i bardzo doceniam to w Apple Music. Działa to bardzo przyjemnie – włączamy synchronizację biblioteki, otwieramy utwór w Apple Music i dodaje się nam on do biblioteki w chmurze. Może to trochę minus jeżeli zdarza Ci się słuchać plików muzycznych z dysku i nie chcesz mieć ich u siebie w bibliotece, ale dla mnie to nie problem. Ja takich sytuacji mam naprawdę niewiele, bo całą muzykę którą słucham chcę mieć u siebie w bibliotece, a jak już mam potrzebę sprawdzenia jakiegoś utworu bez dodawania go do Apple Music to korzystam wtedy z podglądu utworu dostępnego pod spacją w mac’u lub otwieram go w przeglądarce w plików w iPhone’nie.

Ekosystem

Tak, ten osławiony jabłkowy ekosystem. Punktem zapalnym przesiadki na poważnie był zakup (dostanie w prezencie – but still) HomePod’a. Apple zaprezentowało HomePod’a mini, ja z Google Home Mini byłem już na ścieżce wojennej (może opiszę to w innym artykule), więc stwierdziłem, że zakup HomePod’a to super pomysł. Tyle, że kupiłem zwykły, a nie mini – jednak brakowało mi w domu dobrego audio odkąd sprzedałem swoje Tonsil’e 😢 Google Home Mini miał jednak fajną opcję, czyli stream’owanie bezpośrednio ze Spotify, czego HomePod nie umie. No chyba, że naszą usługą jest Apple Music – wtedy muzyka będzie leciała bezpośrednio z serwerów. Dzięki temu nasze urządzenie nie musi być stale połączone z głośnikiem co pozwala oszczędzać baterię. Dodatkowo można też głośnik poprosić aby puścił muzykę – bez aktywnej subskrybcji Apple Music to niemożliwe.

Może nie jest to zaleta w dosłownym rozumieniu. To bardziej plus dla tych, którzy korzystają z produktów od Apple’a i chcą, żeby wszystko ładnie działało. Niewątpliwie takie ograniczenie możliwości stream’owania chociażby ze Spotify to spora wada HomePod’a, jednak jeżeli już z niego korzystasz, napewno docenisz integrację z usługą od Apple’a.

Biblioteka

Tutaj opinia będzie mocno subiektywna – zależy w dużej mierze od tego jakiej muzyki słucham oraz moich luźnych spostrzeżeń.

Jak już wspominałem wcześniej – do przesiadki na Apple Music podchodziłem już kilka razy. Za każdym razem wykorzystywałem do tego SongShift’a i odnoszę wrażenie, że za każdym razem okazywało się, że coraz więcej utworów z moich list znajdowało swoje odpowiedniki po stronie serwisu Apple’a. To nie znaczy wcale, że biblioteka Apple Musicjest mniejsza. Po prostu niektórzy twórcy decydują się umieścić swoją muzykę tylko na wybranych platformach i ja, przesiadając się ze Spotify, mogłem trafić akurat na takich, który zdecydowali się pominąć Apple Music. Jest to nawet bardzo prawdopodobne, bo w 99% były to utwory z gatunku lofi, gdzie praktycznie każdy utwór pochodzi od innego artysty. Nie trudno w takiej sytuacji o różne preferencje twórców co do platform, na których decydują się umieścić swoją muzykę. Aktualnie na około 1000 utworów ze Spotify brakowało w Apple Music mniej więcej 15\. To nieźle według mnie. Jedyne o czym świadczy ta malejąca liczba brakujących utworów to fakt, że biblioteka Apple Music szybko rośnie. I to mnie cieszy.

Dodatkowo Apple już niejednokrotnie umieściło w swojej bibliotece muzycznej album wcześniej niż ukazał się on w innych serwisach lub wykupił go na wyłączność. Takie exclusive’y to super posunięcie z marketingowego punktu widzenia i może się okazać, że warto będzie korzystać z platformy Apple’a właśnie ze względu na unikalność albumów lub utworów w ich bibliotece.

Kilka jednoczesnych stream’ów

Generalnie stream’owanie i zarządzanie odtwarzaniem jest bardzo fajnie rozwiązane. Usługa może odtwarzać inną muzykę na każdym urządzeniu od Apple’a, a zarządzać wszystkimi strumieniami możemy z centrum sterowania w iOS, lub bezpośrednio w aplikacji. No może nie do końca wszystkimi, a tymi, które uruchomione są na urządzeniach przeznaczonych do odtwarzania, czyli HomePod’dzie i Apple TV. No i oczywiście tym, który odtwarzany jest na urządzeniu, z którego aktualnie korzystamy, czyli na przykład na iPhone’nie. Szkoda, że nie można kontrolować wszystkich urządzeń jak w Spotify, no ale tam za to nie można mieć więcej niż jednego strumienia, a to spory minus. Ale o tym opowiem w części poświeconej Spotify.

Wady

Pomimo tego, że jest to usługa, z której aktywnie korzystam i na którą się finalnie zdecydowałem, to nie uważam że jest ona pozbawiona wad.

Brak listy polubionych utworów

Przed wszystkim brakuje mi automatycznej listy polubionych utworów. We wszystkich innych opisywany w ramach tej serii serwisach taka lista występuje, a w Apple Music tego brak. Dziwne, tym bardziej, że to prosta do przygotowania funkcjonalność…

Dzielenie się muzyką

To taki problem, nie problem. Generalnie nie za często wymieniam się muzyką, jednak chcąc komuś podesłać utwór do przesłuchania, muszę odszukać go na Spotify lub YouTube, ponieważ istnieje 95% procentowe prawdopodobieństwo, że odbiorca nie używa Apple Music i nie będzie mógł otworzyć linku z tej platformy. Rzadki problem, ale potrafi czasem wkurzyć.

Sortowanie list

To jest coś, co irytuje mnie najbardziej… Nie ma możliwości posortowania listy po dacie dodania, tytule, czy czymś innym. Jedyna opcja to ułożyć utwory ręcznie, ale nowe piosenki i tak trafią na koniec listy. To uciążliwie, ponieważ jeżeli chcemy posłuchać playlisty od ostatnio dodanych utworów to trzeba przewinąć na sam jej koniec, a potem się po niej cofać. To jest po prostu głupie.

Toporna aplikacja desktop’owa i przeglądarkowa

Tutaj jest pole do poprawy. Interfejsy aplikacji i strony są wygodne i przejrzyste ale płynność ich działania pozostawia wiele do życzenia. I to w takich prostych opcjach jak przewijanie listy, czy zmienianie widoku, podczas kiedy synchronizacja biblioteki w chmurze działa w mgnieniu oka… Dodatkowo z mac’a czy ze strony nie ma możliwości zarządzania z muzyką odtwarzaną na innym urządzeniu, tak jak da się to zrobić na iOS’ie. Niefajnie, mam nadzieję, że kiedyś zostanie to poprawione.

Listy użytkowników

To też takie trochę robienie wideł z igieł… Mniejsza rzesza użytkowników przekłada się na mniej dostępnych list przez nich stworzonych. Ciężko jednak rozpatrywać to jako wadę, ponieważ istniejące listy są naprawdę dobre i jak już wcześniej wspominałem – świetnie działająca opcja radia, wynagradza te braki.

Krótkie podsumowanie

Generalnie Apple Music wybrałem nie bez powodu. Usługa działa przyjemnie i ma funkcje, których brak konkurencji, a na których mi zależy. Pozostaje wciąż kilka obszarów do poprawy, ale myślę, że to doskonały wybór dla osób mocno zagłębionych w ekosystem Apple’a.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *